środa, 10 lutego 2021

Do przodu małymi krokami

 Nic nie pisaliśmy w tamtym roku, choć mieliśmy kilka wizyt w naszym domku na wsi. Był to krótki pobyt z dwoma noclegami. Teraz zima, domek stoi pusty i tylko kiedy można robione są niewielkie prace. Zaprzyjaźniona ekipa ukraińskich fachowców późną jesienią zamieszkiwała tu przez chwilę w ramach kwarantanny koronawirusa. W tym czasie wykonano kilka prac na piętrze i powstał klimatyczny balkon, który przypomina mi klimat balkonu kwatery w czasie naszych z Milady wakacji w Bułgarii lata temu...

Oto widok ściany z balkonem w zestawieniu ze stanem pierwotnym kiedy kupiliśmy domek.


Powiększenie okna spowodowało lepsze doświetlenie pokoju i zrobił się fajny klimat wewnątrz. Pokój powiększył się, bo zniknęła ścianka oddzielająca skos. Schowek za tą ścianką i tak nie był poręczny.

W planach na przyszły rok: dokończenie ściany od ulicy, remont komina i może jeszcze coś w środku na piętrze. Na razie zima otuliła Bogusławice. Szkoda, że nie ma zdjęć zimowych, może jeszcze się uda dorzucić. Tabliczka: "1-go Maja" czeka na montaż, a to już wkrótce.




wtorek, 6 sierpnia 2019

wreszcie pikniki na Maja

Dom już nieco ogarnięty więc można czasem zapiknikować. W tym sezonie po raz pierwszy udało nam się nawet przenocować, a do tej pory pikników z grillem było cztery.



Sprawdza się postawiona w ubiegłym roku wiata, jako składowisko różności oraz przestrzeń do rozmów w jej frontowej części.


Grillujemy na rożne sposoby: tradycyjnie, z rusztem nad ogniskiem oraz hit tego sezonu, piec ziemny wykopany w hałdzie gliny (jednak na coś się przydała). Piecyk jest bardzo wydajny, potrzeba niewiele gałęzi aby kiełbaski i szaszłyki umieszczone na szczycie ładnie się upiekły.




sobota, 9 marca 2019

Między sezonami


Można powiedzieć, że skończyła się pewna epoka i (jak to bywa z epokami) zaczęła się nowa. Męczący etap pod tytułem „jeździmy tam tylko po to, żeby się pobrudzić przy akompaniamencie zachrypniętego gdakania kur sąsiada” – to już za nami. Nareszcie udało się odpalić życie towarzyskie, czyli zaprosić ludzi, zorganizować rozrywki, przekąski i nawet nikt nie wpadł do studni. Szambo na wszelki wypadek zostało wcześniej zasypane. Zostało zapewnione niezbędne minimum, żeby zaczęło być wygodnie, a nie kłopotliwie: czynna toaleta w domu (plus sławojka na zewnętrznej, ale Milord daje słowo, że wyczyszczona, ze świeżym wapnem w wiadrze, tak dla koneserów bliższego kontaktu z naturą), działająca kuchenka (herbata!), możliwość schowania się lub chociaż młodocianych przed deszczem. Nawet przydał się raz stary telewizor z podłączonym pendrivem, na którym upchnęliśmy kilka bajek… 
Na zewnątrz pod wiatą ustawiliśmy krzesła, fotele i taborety, zsunęliśmy stoliki różnej wielkości, a na kilku cegłach obok wiaty położyliśmy ruszt, co pozwoliło na opracowanie sensownego menu, zwłaszcza w połączeniu z eksperymentalna metodą Milorda na pieczenie ziemniaków w wielkiej donicy wypełnionej gorącym żarem.


Ze względu na powyżej opisane luksusy, w tempie godnym mistrzów realizacji życiowych typu slow, już w sześć lat od zakupienia nieruchomości, udało się w lecie 2018r. kilka razy zorganizować spotkania z rodziną i przyjaciółmi, podczas których młodzież w wieku 2-7 lat zajmowała się dekonstrukcją glinianego pagórka, dłubaniem patykami w ognisku, konsumpcją kiełbas z grilla oraz ogólnie rzucaniem w siebie nawzajem rozmaitymi zabawkami, jak np. kawałek porządnej poniemieckiej cegły lub kępami traw. Dziwnym trafem nikt się nie nudził, nikt nie prosił o bajkę, nie marudził o Playstation, telefon taty czy cokolwiek cyfrowego. Naprawdę – słowo - wystarczy gliniana górka, patyki, kamienie i można bawić się godzinami.

Dorośli w tym czasie grzebali na strychu lub pod wiatą, gdzie Milord przeniósł część klamotów, zapewne celem ekspozycji, wywietrzenia dekad kurzu i ogólnie, żeby odgruzować przestrzeń. Pozostałe sposoby spędzania wolnego czasu w Bogusławicach to spektakularne gubienie lotki podczas gdy w „Padingtona” (szwagrowi zgubiłam ze dwie, a trzecia wpadła na dach), dekadenckie dyskusje w oparach absurdu, dyskretna emigracja wewnętrzna, a także rozważanie przydatności kilku eksponatów z bogatej kolekcji Milorda.
Tak szczerze, to nadal nieco nurtuje mnie ten manekin, ale nie będę drążyć tematu.

Jako że minęło już prawie kolejne pół roku, wybraliśmy się na inspekcję. Oczywiście jakiś czas temu Milord wspominał, że zaczął malowanie, ale nie sądziłam, że kuchnia i pokój są już zrobione, z szafkami i drzwiami od zaprzyjaźnionego osteopaty włącznie.

Podczas każdej wizyty tam wędruję na strych i przekopuję się przez pagórki przedmiotów. Zawsze się znajdzie cos intrygującego, pozornie nieprzydatnego… Tym razem np. obraz upadłych słoneczników z wielkim cycem VanKlompaCzyCoś.

A także żyrandol, drewniany okap, stary koszyk, który przymocuję do bagażnika roweru, poza tym drewniana podstawka, wieszaki na doniczki i piękna, dorodna sztaluga oraz kilka ram.

Poza tym domek stoi, jest coraz bardziej uroczy, w ogóle już nie śmierdzi wilgocią. Teraz zaczyna pachnieć drewnem, remontem i zaproszeniem kolejnych gości. No, jak tylko wiosna rozbuja się na dobre, to się zacznie.
Na koniec wizyty okazało się, że w jednej z walizek spała mucha. Niechcący ją obudziliśmy i pojechała z nami do Wrocławia. Zaszaleje, a potem wróci na wioskę i opowie koleżankom, jak się bawić w sobotę we Wrocławiu.



poniedziałek, 9 kwietnia 2018

nowa wiejska droga


Od ostatniej wakacyjnej wizyty, która związana była z podłączeniem instalacji kanalizacyjnej do szamba, nie było na Maja żadnych fachowców. Może to i lepiej? :) Zakręciłem jedynie wodę przed licznikiem i spuściłem ją z instalacji. Mam nadzieję, że zapobiegło to uszkodzeniu wodomierza, jak to się niestety stało ostatnim razem. Tym razem wodomierz jest już obudowany i osłonięty wełną mineralną.

Nowością na Maja jest wybudowana nowa droga wiejska. Co prawda asfaltowa, a nie klimatycznie odtworzona wiejska droga z kamienia, no ale chyba nie wszyscy doceniliby ten wysiłek. Zakładam, że większość mieszkańców zadowolona jest z równej drogi, po której również będą mogły jeździć dzieci na rolkach, rowerach, deskorolkach itd.

Nasza droga wyglądała sympatycznie, choć wewnętrzna infrastruktura niestety wymagała modernizacji, o co zabiegałem w Urzędzie Gminy Siechnice.


Tutaj trzeba nadmienić, że ku memu zaskoczeniu nie zostałem standardowo zbyty odpowiedzą o planowanym remoncie - remont stał się faktem.


Zdjęto całą nawierzchnię starej drogi, na dosyć znaczną głębokość.


Zagęszczono podkład i usadowiono nową instalację burzową.


Na koniec nałożoną nową nawierzchnię bitumiczną. Zastanawiałem się tylko nad tym, gdzie są kratki w jezdni do instalacji burzowej, której pomarańczowe rury tak efektownie górowały w czasie prac i oczywiście pierwsze opady potwierdziły moje obawy: woda przelewała się przez obniżenie krawężnika przy wjeździe do bramy, systematycznie wypłukując tam żwir.

Fakt ten niezwłocznie zgłosiłem w Urzędzie Gminy Siechnice, nie ze złośliwości, a jedynie z troski o jakość i obowiązujący okres napraw gwarancyjnych. Spotkałem się wtedy z odbiciem piłeczki i pisemnym nakazem skorygowania odpływu wody deszczowej z rynien. Trochę mnie to zaskoczyło, bo ściana budynku jest jednocześnie granicą działki, a kierunek spływu wody już taki był, została tylko naprawiona rynna. Nie chcę walczyć z urzędnikami, więc zdemontowałem całkiem rury spływowe, choć woda teraz spada po prostu z wysoka i wiele to nie zmieniło... Mam nadzieję, że nie skończy się to jakimś nakazem rozbiórki :) Prace naprawcze drogi mają być wg zapewnień Gminy wykonane do końca kwietnia. Czekamy na pozytywny efekt. Tak czy inaczej, sytuacja z odpływem wody jest dużo lepsza niż była.

Wioska w grudniowym deszczu z nową drogą, ale nieco rozjeżdżonym poboczem prezentowała się tak:



środa, 13 września 2017

posezonowy przegląd prac

Posezonowy przegląd działań na wiejskiej daczy należałoby zacząć od tego, że ponownie mamy pecha do podwykonawców, bo wyłoniony w zimowym castingu „Góral” nie zrobił wszystkich uzgodnionych w umowie prac. Zapewne jest to spowodowane brakiem należytego nadzoru z naszej strony i skrupulatnego rozliczania się z wykonanych etapów zlecenia. Prawdopodobnie niewielka część nadwyżki zaliczek będzie trudna do odzyskania, ponieważ należałoby uwzględnić w wycenie kilka modyfikacji, które pojawiły się po drodze, ale cóż... Nie ulega wątpliwości, że znowu jesteśmy trochę w tyle, ale zarazem dalej, o mały acz istotny krok.
Od ostatniego majowego wpisu Milord nie miał już kontaktu z „Góralem”, jedyne co udało się ustalić, to że nasz niedoszły majster z Limanowej miał kłopoty zdrowotne i finansowe, nie zapłacił pracującym u niego ludziom, a ponieważ mieliśmy telefon bezpośredni do jednego z "góralowych" robotników, postanowiliśmy dokończyć te prace we własnym zakresie.
Szambo na szczęście zostało wcześniej opłacone i osadzone na działce, więc pozostało podłączyć się z kanalizacją i trochę dokończyć łazienkę. Owe podłączenie nie było takie proste, ze względu na tutejszy wysoki poziom wód, wyjątkowy zwłaszcza tego dnia, po nocnej burzy. W ruch poszły wiadra i pompa, a Milord z pomocnikiem brodzili w błocie i walczyliś dzielnie z osadzeniem 6-metrowej rury kanalizacyjnej. Operacja zakończyła się sukcesem i można było przejść do drobnych wykończeń łazienki. 


Podsumowując: mamy już niemal wykończoną przechodnią kuchnię, łazienkę z wyposażeniem, co prawda nie nowym, ale działającym oraz instalacja wodna działa, gra i buczy. Jest szansa na spędzenie słonecznego weekendu z gangiem i przyjaciółmi na wiosce w przyszłym roku! Hurraaa!
Natomiast na działce teren przejęła bujna roślinność różnego pochodzenia: ogromne łopiany, których część Milord skosił z niemałym wysiłkiem, bujne trawy, np. perze z dużą ilością pięciornika gęsiego bliżej domu i pięciornika kurzego nieco dalej. W kącie posesji zasiał się tzw. Ivan Czaj (wierzbówka kiprzyca), z którego po ususzeniu Rosjanie robią pyszną herbatę, a może spróbujemy za jakiś czas? Na działce pojawiło się też kilka niewielkich krzaczków dzikiej róży oraz wrotycz. Roślinność nasadzona niestety została częściowo wyparta przez wiejską dżunglę: porzeczki są w zaniku, wiśnia zniknęła w tajemniczych okolicznościach, brzoskwinia zmarzła, a od korzenia wypuściła macierzystą gałązkę, czyli tzw. rakoniewiecką siewkę z pestki. Zaskoczyło nas winogrono, które pieczołowicie oplotło maszt z siatką osadzony w starej beczce, ale jego owoce niestety zostały spałaszowane przez okoliczne ptactwo. Wyskoczyły też słoneczniki, które Milord z dumą przywiózł do domu jako pierwszy większy zbiór z działki. A przy płocie trzyma się dzielnie róża z Kłodzka i topinambur.


Nowością w raczkującym ogrodzie jest górka, która powstała po wykopaniu dołu na szambo. Będzie chyba gdzie zjeżdżać zimą na sankach...


piątek, 5 maja 2017

Nie przelewa się

Ale się trochę powodzi, bo wody mamy sporo. Na szczęście i o tym Milord pomyślał - jest pompa, więc pompa w ruch, woda won ;)



Od początku: wiosną 2017 leje, pada, mży i siąpi, więc trzeba sprawdzić czy na wiosce nie popłynęliśmy, hej. 



Zrobiliśmy krótki wypad, połączony z inspekcją, delektowaniem się śpiewem ptaków i relaksem ;)



Szambo przetrzymało test, suchuteńkie mimo wody dookoła. Zakopiemy, wyrównamy poziom w ogrodzie i niebawem zaczniemy trzymać pion. Oraz uprawiać.



W domku widać zmiany, robi się ładnie, widać że ekipa limanowskiego górala działa prężnie i całość nabrała upragnionych kształtów domku. Teraz pozostaje podłączyć sprzęty łazienkowe, 



postawić piec,



zasłonić przestrzeń nad schodami,



odrobinę posprzątać i wakacje można spędzić na wsi...



Czy to dziwne, że góral zamknął bramę na swoją kłódkę i musieliśmy przechodzić przez płot? Otóż nie wiemy, ale przechodziliśmy. Uprzedzając ewentualne skojarzenia polityczne zapewniamy, ze o skakaniu przez wspomniany płot nie było mowy ze względu na lokalne podtopienia oraz ogromną ilość błota. Bez metafor!



W ogrodzie obrodziło nam dżdżownicą.




Ogólnie rzecz ujmując, pachnie wiosną na wiosce, 


a na placu zabaw krążą kury.


Na koniec długiego weekendu proponuję zapętlić sielankę: 

czwartek, 16 lutego 2017

zimowy casting fachowców nr 1


Na początku lutego Milord rozpoczął casting na fachowca, który będzie kontynuował prace zaginionego dziadka. Już na wstępie zaczęliśmy podejrzewać, że w zaplanowanych na ten rok robotach tkwi pewien haczyk i nie każda ekipa będzie w stanie się tego podjąć. Najwyraźniej również zaginiony dziadek też był tego świadomy i po prostu opuścił plac robót w momencie, w którego jego wiedza i umiejętności już nie były w stanie podjąć wyzwania. Trudności uświadomiliśmy sobie, gdy pierwsza wizytująca grupa budowlańców po oględzinach wstępnych nie podjęła współpracy. Była to ukraińska grupa z miłym akcentem, składająca się z pani robiącej jednocześnie za tłumaczkę, sekretarkę i osobę ds. kontaktów z klientem oraz doświadczonego budowlańca. Oglądali, robili zdjęcia, rozmawiali ze sobą po ukraińsku. Pani zapewniała, że nie boją się wyzwań i robili remonty w starych kamienicach we Wrocławiu, gdzie trzeba było wymieniać nadgniłe belki, ale niestety już więcej się nie odezwali. Widocznie 10 lat doświadczenia na Ukrainie i 1 rok w Polsce to za mało, by zrobić to, co trzeba, by na Maja zapanował ład i ściany nie zawaliły nam się na głowy.
Na szczęście na portalu remontuj.pl Milord przeprowadził drobny rekonesans oraz małą modyfikację zlecenia i pojawili się zainteresowani, w ilości około 7 potencjalnych chętnych. Milord umówił wszystkich na pewien słoneczny czwartek i o ustalonej godzinie czekał na tłumne przybycie. 
Oczywiście tłumów nie było. 
Pierwszy pojawił się czerwony mini wan na krakowskich tablicach KLI (Limanowa). Czyżby górale robili w całej Polsce? 
Okazało się, że nie tylko w Polsce, bo pan góralską gwarą zapewniał, że nie takie chałupy we Francji robił. Ma pomysł na zespojenie ściany szczytowej z bocznymi, cudowne remedium na pęknięcia itd., a koncepcję i wycenę prześle na maila. 
Zobaczymy.
Następny fachowiec, który pojawił się kilka minut później, również nie z Wrocławia. Najwyraźniej okoliczni fachowcy są baaardzo zajęci, bo pobudowało się ostatnio sporo, a i wykończeniówek w city nie brakuje... 
Był to budowlaniec z okolic Lubina, jak twierdził - doświadczony w tego typu pracach, bo on z kolei robił w górach. Wynika z tego, że rotacja jednak w przyrodzie spora. Górale jeżdżą po całej Polsce, a nawet do Francji, a miastowi w góry. Trzeba w końcu trochę pozwiedzać... 
Zadumał się, wszystko obejrzał, nie miał jeszcze klarownej propozycji, a koncepcja Milorda jednak nie przypadła mu do gustu, podobnie zresztą jak i ekipie górali - widać nasz oczywisty, bezbronnie humanistyczny brak wiedzy fachowej w arkanach technicznych jest łatwy do podważenia. "Coś by tu ciągnęło nie w tą stronę i nic to nie da." 
Tak czy inaczej, temat został zapodany i rozmyślają nad nim już dwie fachowe głowy, a może i więcej? 
Czekamy na pomysł i wycenę, byle do wiosny, bo piknikowanie czas zacząć.
Oczywiście casting trwa, dopóki wykonawca lub cudotwórca nie zostanie wyłoniony. A może Ty, kochany Czytelniku, znasz kogoś, kto lubuje się w budowlanych nietypowych wyzwaniach? ;)