Strasznie się dłuży ten maj, słowo daję, już dawno maj nie był tak koszmarnie długim miesiącem. Czekamy całe wieki na podpisanie aktu notarialnego, choć początkowo wydawało się, że odrobina ponad miesiąc to krótki termin, ekhm...
Wertujemy stare numery czasopism np. "Muratora" (a właśnie, że tak!) oglądając kominki, dachówki, rozwiązania bardziej i mniej ciekawe, grzebiemy w necie w poszukiwaniu inspiracji - i już podpatrzyliśmy to i owo, np. białe schody. W ogóle, teraz marzą nam się jasne wnętrza, bo takie barwy powiększą małe i dość niskie pomieszczenia.
Ostatnio przyłapujemy się też na krytykowaniu cudzych domów na spacerach...
A propos spełnionych marzeń o własnym domku w wyidealizowanej lokalizacji, kojarzy się przezabawna książka:
W dużym skrócie, pisarz wraz z żoną i dziećmi przeprowadził się z mglistej, deszczowej Anglii do słonecznego Maroka, w ramach powrotu do korzeni rodzinnych, zmiany klimatu, odpoczynku od cywilizacji etc. Nabyli tam dom z bogatą historią i tradycją, muszą go wyremontować tu i ówdzie i okazuje się, że to nie ewentualne braki w zaopatrzeniu w materiały budowlane są ich największym problemem, ale kompletnie inna mentalność ludzi żyjących w Maroku.
Uważaj, czego sobie życzysz, mawiają, bo się może spełnić.
Pytanie, czy jesteśmy na to gotowi - nam wydaje się, że tak, ale głównemu bohaterowi też się podobnie zdawało. Wiemy, że trafimy do niewielkiej, specyficznej społeczności i będziemy mieć do czynienia z nowymi dla nas zjawiskami i pomysłami rozmaitych fachowców...
Jeszcze 2 tygodnie i wkroczymy tam, w maskach i rękawiczkach. Zaczniemy sprzątać, odkrywać co jest do zrobienia, podreperowania lub całkowitej wymiany.
Wolno mija czas, gdy się czeka. Wlecze się, leniwiec.