Domek jest, nikt go nie ukradł, w przeciwieństwie do scyzoryka, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Ogrodu też nie ma, ale to dlatego, że jeszcze się tym nie zajęliśmy, zaś z zaginięciem tegorocznej zimy nie mamy absolutnie nic wspólnego.
Teraz zwozimy na wioskę pierdyliony mniej lub bardziej starych sprzętów, własnych i nie tylko, bo ludzie wyrzucają zastanawiająco fajne, sprawne i ładne rzeczy. Na przykład stolik, idealny do kontemplacji okolicy przy kawce. Albo do pisania bestselleru - jak kto woli.
Można powiedzieć, że teraz nabieramy dystansu, oswajamy się i powoli szykujemy do prac wiosennych. Szykuje się m.in. niezłe szambo :)
Ten widok to ogromny kontrast w porównaniu z tym, co teraz mamy za oknem w samym centrum city. Uspokaja i pozwala wierzyć, że marzenia kiedyś się spełnią.