Posezonowy przegląd działań na wiejskiej daczy należałoby zacząć
od tego, że ponownie mamy pecha do podwykonawców, bo wyłoniony w zimowym castingu „Góral” nie zrobił
wszystkich uzgodnionych w umowie prac. Zapewne jest to spowodowane brakiem
należytego nadzoru z naszej strony i skrupulatnego rozliczania się z wykonanych etapów zlecenia. Prawdopodobnie niewielka część nadwyżki zaliczek będzie trudna do odzyskania, ponieważ należałoby uwzględnić w wycenie kilka modyfikacji, które pojawiły się po drodze, ale cóż... Nie ulega wątpliwości, że znowu jesteśmy trochę w
tyle, ale zarazem dalej, o mały acz istotny krok.
Od ostatniego majowego wpisu Milord nie miał już kontaktu z „Góralem”,
jedyne co udało się ustalić, to że nasz niedoszły majster z Limanowej miał kłopoty zdrowotne i finansowe, nie zapłacił pracującym u niego ludziom, a ponieważ mieliśmy telefon
bezpośredni do jednego z "góralowych" robotników, postanowiliśmy dokończyć te prace we własnym zakresie.
Szambo na szczęście zostało wcześniej opłacone i osadzone na działce, więc pozostało podłączyć się z kanalizacją i trochę dokończyć łazienkę. Owe
podłączenie nie było takie proste, ze względu na tutejszy wysoki poziom wód,
wyjątkowy zwłaszcza tego dnia, po nocnej burzy. W ruch poszły wiadra i pompa, a Milord z pomocnikiem brodzili w błocie i walczyliś dzielnie z osadzeniem 6-metrowej rury kanalizacyjnej. Operacja zakończyła się sukcesem i można było
przejść do drobnych wykończeń łazienki.
Podsumowując: mamy już niemal wykończoną przechodnią kuchnię,
łazienkę z wyposażeniem, co prawda nie nowym, ale działającym oraz instalacja wodna działa, gra i buczy. Jest szansa na spędzenie słonecznego weekendu z gangiem i przyjaciółmi na wiosce w przyszłym roku! Hurraaa!
Natomiast na działce teren przejęła bujna roślinność różnego pochodzenia:
ogromne łopiany, których część Milord skosił z niemałym wysiłkiem, bujne trawy, np. perze z dużą ilością pięciornika gęsiego bliżej domu i pięciornika kurzego
nieco dalej. W kącie posesji zasiał się tzw. Ivan Czaj (wierzbówka kiprzyca), z
którego po ususzeniu Rosjanie robią pyszną herbatę, a może spróbujemy za jakiś czas? Na działce pojawiło się też kilka niewielkich krzaczków dzikiej róży oraz wrotycz. Roślinność nasadzona
niestety została częściowo wyparta przez wiejską dżunglę: porzeczki są w zaniku, wiśnia zniknęła w
tajemniczych okolicznościach, brzoskwinia zmarzła, a od korzenia wypuściła
macierzystą gałązkę, czyli tzw. rakoniewiecką siewkę z pestki. Zaskoczyło nas winogrono, które pieczołowicie oplotło maszt z siatką osadzony w starej beczce, ale jego owoce
niestety zostały spałaszowane przez okoliczne ptactwo. Wyskoczyły też słoneczniki,
które Milord z dumą przywiózł do domu jako pierwszy większy zbiór z działki. A przy
płocie trzyma się dzielnie róża z Kłodzka i topinambur.
Nowością w raczkującym ogrodzie jest górka, która powstała po wykopaniu
dołu na szambo. Będzie chyba gdzie zjeżdżać zimą na sankach...
Zapomniałem tylko nadmienić, że opłacony u majstra kontener na odpady budowlane wylądował ostatecznie na działce, ale to taki szczegół. ;)
OdpowiedzUsuń